Twórcy o spektaklu „Martwa natura”

Więcej informacji o spektaklu: „Martwa natura”

– Zdecydowaliśmy, że robimy spektakl o umierającej naturze i katastrofie klimatycznej. Staraliśmy się znaleźć formułę, która odpowiada indywidualnemu doświadczeniu katastrofy klimatycznej i przefiltrować ją przez gesty artystyczne, które znamy ze sztuk wizualnych i performensu, a także artystycznego aktywizmu. Sięgamy do źródeł, które są bardzo bliskie Josephowi Beuysowi, który jest uznawany za jednego z pierwszych ekologicznych aktywistów na polu sztuki – mówi reżyserka spektaklu, Agnieszka Jakimiak. – Nie jest to spektakl biograficzny, czy spektakl o Josephie Beuysie. „Martwa natura” to ceremonia funeralna, w której nawiedzają nas duchy z przeszłości, w tym duch niemieckiego artysty. Znawczynie sztuki Beuysa na pewno znajdą w spektaklu wiele odwołań do jego akcji – opowiadamy o nich i trawestujemy je. Chyba najbardziej widoczne jest to w scenografii – dodaje reżyserka.

– „Jesteśmy sami, ale jesteśmy razem” – te słowa padające w spektaklu oddają jego zamysł. Smutek zawsze idzie w parze z samotnością, ale my podejmujemy próbę przepracowania tego doświadczenia we wspólnocie. Świecki rytuał, który przeprowadzamy, znosi granicę między widzem i aktorem. Inspiracją dla scenografii była moja ulubiona praca Josepha Beuysa – „7000 dębów”, czyli rodzaj rzeźby społecznej, w której obywatele mogli samodzielnie posadzić drzewa z towarzyszącymi im bazaltowymi blokami. Martwa i niezmienna materia kamienia została symbolicznie zestawiona z żywą rośliną. W spektaklu zastosowałem analogiczny zabieg, ale posadzone drzewa są już martwe, a żywy jest siedzący widz. Przestrzeń „Martwej natury” to pożarzysko. Zarówno aktorzy jak i widownia znajdują się pośród spalonych drzew. Medialne obrazy płonących lasów stały się normą, ale w spektaklu widzowie mogą tych drzew dotknąć i poczuć ich zapach. Od jakiegoś czasu przeżywam depresję klimatyczną. Ta praca jest dla mnie rodzajem terapii, próbą zrozumienia i nazwania emocji, które pojawiają się w związku ze zmianami klimatycznymi. To też przestrzeń otwarta dla wypieranych i tłumionych zwykle energii: bezradności, lęku, przemijania, żalu, poczucia, że zniszczyliśmy coś pięknego –  mówi współautor scenariusza oraz scenograf, Mateusz Atman.

– Ekologiczny wymiar spektaklu wynika nie tylko z tego, że większość scenografii pochodzi z recyklingu, a spektakl jest dość kompaktowy i nie generuje nadprodukcji. Chcieliśmy, żeby ekologiczność wiązała się też ze stworzeniem płaszczyzny dla refleksji o braku, utracie i nieobecności – których doświadczamy wraz z destrukcją bioróżnorodności. Temat walki o klimat w Polsce wciąż jest na dalszym planie, ale wykorzystujemy teatr, żeby stworzyć ku temu przestrzeń – zadajemy pytania o to, jaka jest nasza kondycja wobec stanu wód, i powietrza, jak reagujemy na masowe wycinki lasów. Bardzo ważnym bodźcem podczas pracy była też na nowo tworzona relacja z naturą, zwłaszcza w trakcie epidemii, czyli wymuszonego dystansu i izolacji. Dużo pracy poświęciliśmy temu, żeby mimo elegijnego charakteru spektakl nie był depresyjny – staraliśmy się uruchomić w spektaklu pewien rodzaj wspólnotowego obrzędu, w którym wszyscy mogą uczestniczyć, mimo braku bezpośrednich interakcji. Celem większości rytuałów pogrzebowych nie jest to, żeby pogrążać się w żalu i smutku, ale samo spotkanie z innymi, które jest najlepszą metodą na przepracowania straty i braku – dodaje reżyserka.

– Zaproponowałam inspirację tańcem modern z lat 20. i 30. XX wieku, kiedy to w tańcu europejskim i amerykańskim pojawia się temat lamentacji oraz choreografii związanych z żałobą. To przyczyniło się do wielkiej rewolucji w pracy nad tańcem. Wtedy temat pojawiał się ze względu na I wojnę światową i osobiste doświadczenia tancerek. Współcześnie było dla mnie ciekawe przeniesienie tego nurtu na motyw utraty czy zniszczenia przyrody. Mamy choreografię, która jest w części wariacją na temat pracy Marty Graham i jej „Lamentacji”. Interesowało mnie to, jak sama forma ciała, napięcie komunikuje nam pewne stany emocjonalne: ciało płaczące, łkające, pochylone, pogrążone w histerii, czy żądaniu sprawiedliwości wobec wyrządzonej krzywdy. Starałam się każdemu aktorowi dać pewne narzędzia ruchowe, ale też w każdym zauważyć indywidualne strategie. Mieliśmy sporo treningu, pracowaliśmy z improwizacją, ale też nad konkretnymi obrazami – każdy tworzył swoją sekwencję. Mam dużo szacunku i uznania dla całej ekipy – nie są zawodowymi tancerzami, ale nazywamy ich kompanią – mówi choreografka, Katarzyna Wolińska.

– To moje pierwsze doświadczenie pracy w teatrze. Dotąd grałam koncerty na żywo. W pewnym momencie występy WIDT, zespołu który współtworzę z moją siostrą, zaczęły się rozbudowywać – dodawałyśmy kostiumy, wizualizacje zaczęły przybierać formę swoistej scenografii, aż powoli przekształcało się to wszystko w pewne zdarzenia performatywne. Muzykę do spektaklu „Martwa natura” w dużej mierze tworzyłam na bieżąco podczas prób, również Agnieszka proponowała pewne rozwiązania. Nigdy wcześniej nie pracowałam z tekstem, mój śpiew był zawsze oparty na samym brzmieniu, melodii lub wymyślonym języku, który naturalnie wydobywał się ze mnie. Jednak zawsze miało to charakter i atmosferę zbliżoną do muzyki sakralnej i medytacyjnej. Początkowo broniłam się przed pracą z tekstem, ale ostatecznie brzmi on pięknie w tej aranżacji. Tym razem nie występuję na żywo, tak jak podczas kompozycji prezentowanej przed Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ale w pewien sposób pojawię się w spektaklu – mówi kompozytorka muzyki, Antonina Nowacka.

***

Spektakl „Martwa natura” zrealizowany został w ramach projektu „Beuys” dzięki wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.

multimedia

fot. Magda Hueckel